Wczoraj byl dosc zwariowany dzien i nawet nie mialam kiedy napisac cokolwiek.
Rano obudzilismy sie z zamiarem pozwiedzania miasta i kupienia biletu na nocny autobus do Sihanoukville. Jednak zaczelismy czytac co nieco - moze niepotrzebnie - wiadomosci o niezliczonych wypadkach nocnych autobusow z turystami. Nikt nie polecal jazdy noclej, troche sie przestraszylismy i zaczelismy szukac busa dziennego. Wszystkie na wybrzeze dawno juz pojechaly wiec zaczelismy szukac busow do stolicy - bo i tak przez nia jedzie sie na wybrzeze. W hotelu starali sie znalezc nam autobus ale wszystkie byly juz pelne. Juz myslelismy ze bedzie trzeba spedzic kolejna noc w Siem Reap ale poszlismy jeszcze poszukac busa sami.
Pierwsza firma do ktorej weszlismy miala busa za godzine. Zadowoleni kupilismy bilety ale zadowolenie nie trwalo dlugo.
Pierwsze Kuba mnie wystraszyl ze na bilecie jest napisana godzina 23, poszlam wiec spowrotem do firmy i okazalo sie, ze Kuby "3" to tak na prawde ":" ;)
Przyjechal po nas tuk tuk i zawiozl w miejsce gdzie mielismy czekac na busa. Bus spoznil sie 40min... Ale to nie bylo najgorsze. Bylo w nim tak ciasno ze nawet mi kolana sie nie miescily. Na dodatek mielismy siedzenia z tylu wiec czulismy kazda dziure bardzo dokladnie, w zoladku i na tylku. A bylo ich sporo.
Ja siedzialam na samym kole wiec zamiast miejsca na nogi mialam kolo a fotel byl szerokosci jak 3/4 innych foteli. Ale to nadal nie bylo najgorsze.
Dziury! Same dziury! Dziura na dziurze! W porownaniu do tego polskie drogi sa idealne. Czasami podskaliwalismy tak ze glowa dosiegalismy sufitu. A kierowca gnal na zlamanie karku 120km/h co nie pomagalo ;) Czasem byl asfalt, czesciej raczej go nie bylo, a czasem jechalismy poboczem gdzie nie bylo asfaltu bo tam bylo mniej dziur niz na ulicy :)
Im blizej stolicy tym mniej asfaltu. I to byla autostrada ;)
Kazdy jechal jak chcial, czasem zla strona drogi, czasem ciezarowki jechaly noca bez swiatel ;) Totalna swawola.
Ale widoki po drodze niesamowite. Bardzo ladny krajobraz, niestety wszedzie zanieczyszczony poniewaz jak maja jakiegos smiecia w rece to wyrzucaja go tam gdzie stoja. Nie ma czegos takiego jak kosz na smieci. Nawet w busie, pusta butelke po wodzie rzuca sie pod nogi. Ogolna bieda, drewnanie domki na palach, pelno bawiacych sie - czesto nago - dzieci, ale wszystkie usmiechniete ;) Jeszcze w Siem Reap dzieci nam czesto machaly jak jechalismy przez przedmiescia.
I to wlasnie wygladalo jak esencja Kambodzy, a nie tak jak twierdzil facet w agencji turystycznej w Bangkoku Angkor Wat.
Po zmroku bylo widac ze prawie nigdzie nie ma pradu wiec widac bylo tylko pojedyncze swiatla latarek posrod drzew.
No i na drodze nie ma swiatel.
Dojechalismy do Phnom Penh godzine pozniej niz powinnismy i od razu oblegli nas tuk tukarze. Jednemu "uleglismy", pomogl nam znalezc dzialajacy bankomat i wozil nas od firmy do firmy bysmy mogli kupic bilet do Sihanoukville ale wszystkie byly juz zamkniete. Zaproponowal wiec nam ze rano po nas przyjedzie i wtedy poszukamy autobusu. Zawiozl nas wiec do taniego hostelu, gdzie okazalo sie ze mozemy kupic bilety na autobus. Musielismy wiec podziekowac kierowcy za oferte pomocy rano i chyba byl dosc zawiedziony.
Co do smieci, to jak chcialam butelke wyrzucic to nawet kierowca powiedzial zebym po prostu polozyla pod drzewem ...
Po zameldowaniu sie zeszlismy do hostelowego baru gdzie piwo bylo smiesznie tanie (jakos 1,5 za male piwo - nie mieli duzych) i mielismy zamiar pozwiedzac miasto noca, zobaczyc palac krolewski. Bo oprocz niego warte zobaczenia w miescie sa jeszcze pola smierci i S21 ale na to niestety nie mielismy czasu jesli chcielismy jechac na wybrzeze w dzien.
Nasze plany zwiedzania miasta noca legly w gruzach jak dwoch kolegow przy stoliku obok zaprosilo nas bysmy sie dosiedli. Do francuza, Philipe i Hose z Chilii przyciagnal nas bardzo ladny zapach ;) i wypilismy z nimi pare piwek.
Francuz byl w podrozy od roku i mial dosc ciekawe poglady na swiat i uwazal ze nie wie co, ale cos na swiecie sie musi zmienic w ciagu 10-20 lat bo inaczej bedzie katastrofa. Twierdzil ze to ze musimy wrocic do pracy jest jedynie nasza decyzja, on dokonal takiej by prace porzucic, jak potrzeba pieniedzy to pracuje w drodze i wie tylko jedno - ze nie chce wracac do Francji. Zwiedzil juz kawal swiata, pracowal we Francji w restauracji przez 20lat a teraz zyje tylko terazniejszoscia, nie wie po co gonic za mieszkaniem czy innymi dobrami skoro moze miec pokoj na caly miesiac w Phnom Penh za 100dolcow. Fajna perspektywa, ale ciezko przestawic sie na taki tok myslenia "wazne tylko to co tu i teraz nie martwmy sie o to za co bedziemy zyli za 10-20lat". Opowiedzial nam tez o wielu ciekawych miejscach w Tajlandii, lecz nie wszystkich znal nazwy, a szkoda, bo opowiesci brzmialy zachecajaco ;)
Z kolei Hose mieszka na tajskiej wyspiebi tam pracuje i Kambodza to jego urlop. Narzekal ze jest tu juz 5 dni a nie mial zadnej seksualnej imprezy jeszcze ;)
Oboje byli bardzo gadatliwi i ekspresyjni, duzo gestykulowali, krzyczeli, jak to latynosi i francuzi, az wyszlismy przy nich pewnie na jakichs niesmialych ;p No ale zupelnie inny temperament.
I oboje twierdzili ze przesadzamy z tym ze jest niebezpiecznie na drogach.
I jeszcze pare piwek i spac ... :)
Wrazenia z jazdy do obejrzenia pod linkiem http://youtu.be/aTLdEHX21Rg :)