Po ledwo przespanej nocy - w hostelu bulo strasznie glosno - kierowca odebral nas spod hotelu (zazwyczaj w cenie biletu jest odbior hotelu i czasem zawiezienie pod niego na miejscu). Na szczescie tym razem trafil nam aie normalnych rozmiarow autobus z ledwie dzialajaca klima z ktorej w niektorych miejscach kapalo. Droga byla tysiac razy lepsza niz poprzednia bo bez dziur. I calosc przebieglaby bez problemowo, gdyby nie flak ktorego zlapalismy jakies 15km przed Sihanoukville. Wiec z predkoscia 20km/h dotarlismy do celu skad mial nas zabrac bus do samego miasta na plaze ale zepsul sie i musielismy sami znalezc sobie transport. Co wcale nie bylo ciezkie bo tuk tukarze nie odstepowali nas na krok. Kierowca zawiozl nas do jakiegos hostelu i trafilismy na dosc tani domek z klima. Okazalo sie ze ostatnia lodka na wyspy juz odplynela 30min temu wiec dobrze ze nic nie zarezerwowalismy (wbrew temu jak nastraszyli nas niemcy w autobusie ze powinnismy bo nie bedzie juz miejsc - oni zarezerwowali i nie zdazyli :p). Jednak nam sie juz nigdzie nie spieszy bo nareszcie nie gonia nas zadne terminy i nie zostalo nam nic innego jak wyspy ;)
Po przeczytaniu wiadomosci o tajfunie na Filipinach i upewnieniu sie ze zmierza na polnoc postanowilismy odwiedzic mniejsza siostre wyspy na ktora zmierzalismy - Koh Rong Samloem. Sa tam tylko chyba 3 czy 4 miejsca gdzie mozna nocowac, podczas gdy Koh Rong jest ciut bardziej turystyczna - chociaz tez nie bardzo - ale to pewnie czeka nas na tajskich wyspach.
Zobaczylismy tez w koncu ocean :) Choc plaza troche brudna a woda niestety ciepla to i tak jest to mily widok ;)
I ja trafilam do kolczykowego raju bo zmalezlismy sklep rosjanki ktora przyjezdza tu na zime i sprzedaje recznie robiona bizeterie z kamieni i polfabrykantow z calego swiata. Po dluuugich namyslach nareszcie wybralam pare rzeczy choc najchetniej wykupilabym caly sklep ;)
A jutro na wyspe :)