Dzisiejszy dzien byl troche rozklapcialy :) Odpoczelismy chwile w hotelu i zarezerwowalismy nocleg w parku narodowym. Trzeba bylo potem wydrukowac kwitek i znalezc odpowiedni bank by go oplacic. Zjedlismy tez bardzo dobry obiad tajski, popijajac go piwem i orzezwiajacymi koktajlami kokosowym i arbuzowym a za wszystko zaplacilismy 20zl :) Potem pojechalismy pod uniwersytet Chiang Mai poniewaz stamtad jezdza taksowki do parku ktory jest najblizej czyli do Doi Suthep ale kierowca za droge 5km do swiatyni i spowrotem zazyczyl sobie 60zl wiec zrezygnowalismy. Napotkany na ulicy Anglik polecil nam wypozyczenie sobie z rana skuterow i pojechanie tam samemu - tak tez moze zrobimy po powrocie z parku Khun Tan. Polecil tez nam udac sie na targ gdzie mieli sprzedawac tajskie wyroby. Jesli tajskie wyroby to tania chinszczyzna to rzeczywiscie mial racje ;) Pozniej w przewodniku wyczytalismy ze np ceramike sprzedaja na wyzszych piertach ale idac ulica wsrod stoisk nie wiedzielismy ze istnieja jakies wyzsze pietra :) Wrocilismy wiec do centrum by pozwiedzac swiatynie, zupelnie inne niz te w Bangkoku :p Chcielismy tez wstapic na masaz stop ale to tez nie byl nasz szczesliwy dzien na masaz bo te najtansze wlasnie zamykali a w poszukiwaniu innych zrobilismy wielkie kolo i jak juz zdecydowalismy sie wrocic do tego pierwszego - drogiego, to okazalo sie ze trzeba czekac :p Poszlismy dalej i zafundowalismy sobie najgorszy jak dotad pol godzinny masaz stop. A na dodarek pani masujaca miala dlugie paznokcie i strasznie nimi drapala. Jaki dzien taki masaz podsumowal Kuba :p Zrezygnowaji poszlismy na piwo do Zoe tam gdzie wczoraj i zjedlismy najlepsze frytki na swiecie. Zeby cokolwiek jeszcze zobaczyc poszlismy z pol godziny na piechote do swiatyni ktora w przewodniku byla opisywana jako 'musisz to zobaczyc!' Oczywiscie jak wszystkie pozostale nie roznila sie niczym od innych, byla po prostu wieksza ;)
Nie pozostalo nam nic innego jak wypic po jeszcze jednym szejku kokosowym, kupic piwo i wrocic do hotelu :)