Wczorajszy dzien rozpoczelismy od porzadnego wyspania sie :p (tak samo jak i dzisiejszy) i od kupienia aparatu :) Kuba twierdzi ze robi lepsze zdjecia niz nasz zgubiony :p takze na dobre nam to wyszlo ;) Okazalo sie ze mieszkamy kawalek od eszystkich zabytkow wiec chcielismy wziac tuk tuka do centrum ale kierowca krzyknal 400bht (podzielic na 10 i mamy pln). Z kolei pani w informacji turystycznej powiedziala jak dostac sie tam autobusem i za niego 65groszy za 2 osoby :) Stojac kolo zamknietego juz w tym dniu Grand Palace podszedl do nas jakis facet teoretycznie pracujacy na uniwersytecie i czekajacy na rodzine, powiedzial co mozemy zwiedzic i ze tuk tuk nas zawiezie na lodke i nia plynac zobaczymy wszystkie swiatynie a potem tuk tuk zabierze nas do informacji turystycznej i tam nam dalej pomoga. Teraz juz przynajmniej wiemy jak nagabywacze dzialaja :p Rejs statkiem byl kijowy, widzielismy tylko rozpadajace sie domy a plywajacy market to w rzeczywistosci byla jedna kobiecina na lodce sprzedajaca tandetne pamiatki i coca cole. Ale moze jestesmy wybredni bo ludziom ktorych spotkalismy rejs sie bardzo podobal. Informacja turysty zna tak naprawde okazala sie biurem podrozy ktore chcialo nam zorganizowac cale wakacje z transportem i noclegami i roznymi atrakcjami za 2tys zl od osoby. Brzmieli dosc wiaryvodnie ale wolelismy nie ryzykowac. Chociaz dobrze bylo z nimi pogadac bo dali nam pare wskazowek. Mielismy juz isc do domu ale wstapilismy zobaczyc jak wyglada slynna ulica Khao San gdzie wszyscy podrozujacy z plecakami chodza. Tez na nas wrazenia nie zrobila i stwierdzilismy ze dziwnymi turystami jestesmy :p bo wszystkich ona zachwyca. Zwykly targ z chinskimi rzeczami i piwem za 11zl... Jedyne fajne jest jedzenie na ulicy, spokojnie mozna sie najesc za 3-5zl. I wiecej tam polakow niz w Krakowie ;p Swietny byl tez masaz stop :) Potem juz wszystko potoczylo sie szybko, piwo w barze ktory przyciagnal nas reklama o tanim piwie (co oczywiscie nie bylo prawda), poznanie dwoch dziewczyn z Irlandii i kanadyjczyka, kolejne drinki w plastikowych kubelkach, szisza, Kuba zjadl smazonego skorpiona (fuuuuj), klub i do domu. Teraz odchorowujemy wczorajsze bledy nad basenem ;)