Już w hotelu, na 34tym piętrze, z klimą i kabiną prysznicową wielkosci naszej kuchni (brak polskich znakow bo tak jest 3 razy szybciej). Lozko wielkie, wszedzie krysztaly, zdobienia i zlote filary a w lodowce zimne piwo niestety za 14zl... Hotel jak na polskie warunki tani ale podejrzewam ze tutaj to jeden z drozszych. Na takie luksusy pozwolilismy sobie tylko po przylocie i wiecej pewnie nie bedziemy takich miec :-)
Juz na lotnisku uderzyl nas ogrom ludzi i kolejek, ogrom samego lotniska ktore jest jak 100 wroclawskich. Po wyjsciu z kolejki w Bangkoku urzedzyla nas sciana goraxa, duchoty i smrodu. Na chodnikach wszedzie targi z pseudo pamiatkami i watpliwej jakosci jedzenie ale to pewnie dlatego ze nie jestesmy na glownej turystycznej ulicy. Pelno motoroow, jezdza jak chca i to po zlej stronie ulicy :p Bylismy swiadkami stawiania przejazdu kolejowego. Wyszlo na ulice dwoch facetow by zatrzymac ruch - to znaczy autobusy bo motory i tak jezdza jak chca. Wniesli na ilice metalowe barierki i wtedy po torach przejechal pociag wszerz ulicy. Jeszcze ostatni wagon nie przejechal a ruch uliczny juz trwal na calego :-)
No, to pewnie jedne z niewielu tak obszernych notatek bo nie wiem jak potem bedzie z internerem.
A jutro idziemy na poszukiwania aparatu bo air berlin nadal nie wie co sie z nim dzieje... mamy tylko nadzieje ze jaois mily pasazer sobie go nie zabral.