Po powrocie na lad poznane wczesniej malzenstwo z Polski zaprosilo nas na kolacje nie rozumiejac ze nie mamy jeszcze znalezionego noclegu.
Zamowilam cos niedobrego do jedzenia z kolei Kuba ciekawa zupe z trawa cytrynowa o nazwie amok.
Okazalo sie ze jest jakies swieto (moze i full moon party - impreza przy pelni ksiezyca na plazy - przed ktora ucieklismy z wyspy) bo wszystko bylo zajete. Zostal nam tylko pokoj 15osobowy wielkosci naszego mieszkania z drzwiami na pub, wiecznie otwartymi, gdzie impreza - jak i w calym miescie - trwala do rana prawie. Dostalismy tylko materac, nawet przescieradlo na gumke bylo za male a poduszek im zabraklo. W taki sposob spedzilismy najtansza noc w zyciu za 2 dolary :)
Wczesniej jeszcze majac juz dostep do internetu zaczelismy szukac jak sie dostac na tajskie wyspy. Stwierdzilismy jednak ze te na ktore chcielismy - Koh Tao albo Koh Phi Phi sa za daleko.
Trzeba byloby jechac 12h do Bangkoku, potem pociag nocny o ile bysmy na niego zdazyli - a jak nie to nocleg w Bamgkoku czego chcemy uniknac jak najdluzej sie da - i potem lodka o ile pociag nie bedzie jechal za dlugo. W sumie ponad 20h w drodze z przerwami moze nawet calodniowymi i stwierdzilismy ze szkoda na to czasu.
Znalezlismy wiec wyspe tajska kolo granicy z Kambodza a po drodze do Bangkoku - Koh Chang - i juz chcielismy na nia jechac gdy znalezlizmy obok niej mniejsza wyspe Koh Kood, ktora wygladala podobnie jak ta ktora wlasnie opuscilismy :) Dlugo sie wiec nie zastanawialismy ;) Jedziemy do Koh Kood :)